Autobiografia
Każda historia ma swój początek. To jest nasz …
Skończyłem właśnie 17 lat i praca zaczynała mi się podobać. Jedyne rozczarowanie związane było z tym że nie mogłem studiować księgowości, tak jak chciałem, ponieważ moje obowiązki na stacji trwały nieraz od 4 rano do późnego popołudnia a czasem od 8 rano do 8 wieczór. Więc po jakimś czasie poczułem się przemęczony życiem w Surabaya.
W dodatku wybuchła epidemia cholery. Każdego dnia, notowano wiele zgonów. Niepokój tylko pogłębił moją chęć wyjechania z Surabaya.
Jeden z przyjaciół dostrzegł i zrozumiał moje odczucia. Zasugerował bym pojechał wraz z nim odwiedzić starego Kiai Sapuangin bym mógł otrzymać wewnętrzną siłę która pomogłaby mi stawić czoła tej przerażającej sytuacji. W rezultacie poszedłem za radą przyjaciela i pojechaliśmy razem do domu tego człowieka. Dziwna rzecz stała się kiedy dotarliśmy na miejsce – Kiai wybiegł, usiadł przede mną i powiedział: ‘Panie, wybacz swemu słudze; byłem zobligowany uprzedzić twą wolę, lecz teraz kiedy już jesteś tutaj przekażę wszystko tobie.’
Byłem zaskoczony, nie przypuszczałem że wydarzy się coś podobnego. Czułem się też bardzo zażenowany ponieważ przyglądało nam się kilku przechodniów. Odpowiedziałem: „Nie wiem co Pan ma na myśli. Lepiej jeśli porozmawiamy o tym innym razem ponieważ przyjechałem żeby tylko się przedstawić. Proszę przyjąć moje szczere przeprosiny, ale muszę wracać do pracy, już bardzo długo mnie tam nie ma.”
Stary człowiek wstał i powiedział: „Jak sobie życzysz, Panie, ale twój sługa ma nadzieję że przyjedzie pan znów do jego domu.”
Odjechałem w pośpiechu w towarzystwie przyjaciela. Kiedy szliśmy razem zapytał: „Kim ty naprawdę jesteś? Czy jesteś synem kogoś o wysokim urodzeniu – jak książę? Kiai Sapuangin nazwał cię Panem, a nikt nie słyszał by kiedykolwiek to robił.”
Odpowiedziałem na pytanie mego przyjaciela w następujących słowach: „Nie wiem dlaczego ten stary człowiek nazwał mnie Panem, jestem najzwyklejszą osobą. Nie przedłużajmy więc tej rozmowy, pomówmy o czymś innym co umili nam czas podróży i pozwoli wypocząć.”
Z biegiem dni czułem się coraz bardziej niespokojny w Surabaya więc w październiku 1918 zrezygnowałem z pracy i wróciłem do domu w Kedungjati.
W Kedungjati regenerowałem siły do chwili gdy poczułem się znów spokojny i moje ciało wróciło do zdrowia. Potem wyjechałem do Semarang szukać pracy. Znalazłem ją od razu w biurze handlowym. Moja pensja była nawet wyższa niż poprzednia w Surabaya.
Pozostawałem przez pewien czas u krewnych mieszkających w Semarang od wielu lat. Potem przeprowadziłem się do dzielnicy Sompok. Kiedy już zadomowiłem się w wynajętym mieszkaniu poczułem że mogę wspomóc rodziców oraz młodszego brata i siostrę którzy nadal mieszkali w Kedungjati i sprowadziłem ich wszystkich do Sompok. Chciałem mieszkać z rodzicami, bratem i siostrą. Zaprzyjaźniłem się z wieloma osobami w Sompok a między innymi z młodym mężczyzną wyznania katolickiego. Spotykaliśmy się często i staliśmy się sobie bardzo bliscy. Pewnego dnia spytał czy może powróżyć mi z dłoni. Z początku odmówiłem ponieważ nie lubiłem kiedy przewidywano co wydarzy się w moim życiu. Mimo wszystko, naprawdę chciał się im przyjrzeć ponieważ twierdził że dostrzegł we mnie niezwykłe znaki. Wyciągnąłem więc dłoń z uśmiechem by z nich powróżył. Przyglądał się uważnie liniom i palcom obu dłoni. Potem, kiwając głową powiedział: „Możesz to zaakceptować lub nie; z tego co widzę jesteś inkarnacją zbawiciela Wisnu Murti. To on może przynieść pokój sercom zbłąkanych oraz prowadzić ludzi we właściwą i użyteczną dla nich stronę.”
Zaraz odpowiedziałem z uśmiechem: „Czyżby? Jestem przecież tylko zwykłym człowiekiem. Jak to możliwe?” Mój przyjaciel mówił dalej: „Posłuchaj, nie wygłupiam się ani nie mówię nieprawdziwych rzeczy.” Szybko zmieniłem temat i rozmawialiśmy dalej do późna w nocy.
Po tej rozmowie, która wzbudziła zamieszanie w moim sercu przypomniało mi się duchowe przewodnictwo jakie dał mi we śnie dawno temu człowiek w czerni.
W tym czasie jeden z moich kolegów z biura, Kadarusman Edhikusuma, właśnie zainteresował się mistycyzmem. W związku z tym często odwiedzałem jego dom w Petelen Rejosari by rozmawiać z nim długo w noc. Z natury podobne sprawy mocno mnie pociągały więc moja przyjaźń z Kadarusmanem stawała się coraz bliższa i nawet po mojej zmianie pracy i przeniesieniu do Ratusza byliśmy sobie nadal bardzo bliscy.
Zmieniłem moją pracę na posadę w Ratuszu 1-go stycznia 1929 roku. Otrzymałem tam stanowisko w dziale księgowości. Miałem wreszcie możliwość zrealizowania mojego marzenia by studiować księgowość.
Mimo że rozpocząłem te studia nadal pozostałem wierny swojemu zainteresowaniu praktykami duchowymi prowadzącymi do udoskonalenia życia i miałem tendencję by przedkładać to zainteresowanie nad wszystko inne utrzymywałem więc bliski kontakt z Kadarusmanem Edhidusumą.
W 1921 roku przyjaciel z pracy wprowadził mnie do wspólnoty duchowej Setia Hati, w skrócie SH. Byłem bardzo ciekaw tej grupy więc przyłączyłem się do niej. No cóż, tak się stało, byłem bardzo młody a ponieważ ruch praktykował sztuki walki poczułem że koniecznie muszę nauczyć się bronić i odpierać atak w każdej chwili. Dzięki Bogu nigdy w życiu nie musiałem jednak walczyć.
W 1922 przeprowadziłem się do domu w dzielnicy Pandean Lamper znowu do wynajętego mieszkania. Potrzebowałem znaleźć się bliżej biura i domu Kadarusmana Edhikusumy. Po przeprowadzce do Pandean Lemper zachorował mój ojciec i niedługo potem zmarł. Pochowano go na cmentarzy w Sompok niedaleko Pandean Lemper.
Na początku 1923 roku, przyjaciel z biura, Sealan Sastroatmaja przedstawił mnie Sunaridigdo – starszemu członkowi stowarzyszenia duchowego który mieszkał we wsi Mertojayan. Sunariodigdo przyjął mnie jako ucznia Kiai Demang Poncoktatoko. Mówiło się że człowiek ten był duchowym przewodnikiem Kanjeng Gusti Pangeran Adipati Anim Mangkunegara V-go, Sułtana Surakata.
Nie zostałem wtajemniczony przez samego Kiai Demang Poncokartoko ale przez Sunariogigdo który był jego najstarszym uczniem. W niedługim czasie zebrałem doświadczenia które zwykle przytrafiały się uczniom dopiero po długotrwałej praktyce. Na przykład, pewnej nocy kiedy medytowałem, poczułem się jakbym był pod wodą gdzie zobaczyłem że zbliża się do mnie małe dziecko. Spytałem Sunariodigdo o to doświadczenie. Powiedział że to dobre doświadczenie, dokładnie ten rodzaj którego spodziewali się inni uczniowie jego nauki.
I tak to trwało: niemal za każdym razem kiedy medytowałem, miałem dziwne doświadczenia. Kiedyś miałem objawienie mężczyzny, który był ogromny jak góra. Ilekroć pytałem starszego brata o znaczenie tych doświadczeń, mówił że otrzymam odpowiedź później od pojawiających się postaci.
Pewnej nocy, podczas spotkania członków ruchu Ponocokartrakana, Sunariodigodo ogłosił że brat Muhammad Subuh niedługo opuści ruch. Nic nie powiedziałem. To co powiedział okazało się prawdziwe, rzeczywiście opuściłem ruch niedługo później.
Zacząłem znów odwiedzać przyjaciela z Kadaruaman. Pewnej nocy kiedy przebywałem w jego domu przyjechał jego duchowy nauczyciel z wioski Bedodo koło Denmak. Zdaniam Kadarusmana nauczyciel ten był potomkiem astrologa z czasów sułtana Bintoro z Demak i potrafił przepowiadać przyszłość. Mimo że poznaliśmy się tej samej nocy, zostałem z nimi do bardzo późna.
Jakiś tydzień później, wyruszyłem wraz z przyjacielem Saelanem Sastroatmaja w podróż do Bedodo w okręgu Buyaran niedaleko Demak, wioski w której mieszkał nauczyciel. Wyjechaliśmy z Semarang w sobotę o 3 po południu a dotarliśmy do Bedodo około 9 wieczorem. Kadarusman powiedział mi że kiai nazywa się Kiai Saman, nie były więc trudno odnaleźć jego dom. Na szczęście był w domu i powitał nas ciepło. Zapytał po co przybywamy na co odpowiedzieliśmy że głównym celem naszej wizyty była chęć zostania jego uczniami. Kiai na pewno znał nasz prawdziwy stan wiedziałby więc czego nas nauczyć.
Kiai Saman uśmiechał się przez jakiś czas a potem powiedział, „Ty Radenie, właściwie nie potrzebujesz uczyć się u mnie. To czego poszukujesz jest już w tobie, musisz tylko zaczekać aż nadejdzie właściwy czas.”
Powtórzyłem moją prośbę: „ufam twoim słowom, Kiai, ale skoro już tu jesteśmy, uszanujemy i wypełnimy wszystko co zechcesz nam przekazać jako swoją radę.”
Kiai Saman nic przez chwilę nie mówił, jakby medytował, potem wstał i poprosił byśmy stanęli z twarzami zwróconymi na zachód, podczas gdy on sam odwrócił się na wschód, tak że znaleźliśmy się przodem do siebie. Szybko spełniliśmy jego prośbę. Staliśmy oboje przed Kiai, a on szeptał coś do mnie miękko. Potem wrócił do poprzedniej pozycji i powtórzył wszystko jeszcze raz. Następnie przyszła kolej na Sastroatmaja.
Później siedliśmy przed budynkiem na wysokiej platformie z bambusa – w wioskach nie siada się na niczym innym. Kiedy tak siedzieliśmy i sączyliśmy gorącą kawę, Kiai poradził nam byśmy szczerze wypełniali swoje doczesne obowiązki, zarówno wobec świata zewnętrznego jak i te duchowe. Tym sposobem uporządkujemy nasze życie na tym świecie i osiągniemy dostatek, a w przyszłym życiu odnajdziemy właściwą drogę którą wybrał dla nas Wszechmocny Bóg. „W swojej duszy” – rzekł Kiai – człowiek może znaleźć wszystko co potrzebne mu w życiu, trzeba ją pielęgnować z ufnością”.
Taka była rada Kiai. Potem wyciągnęliśmy się na platformie i zapadliśmy w sen. Następnego dnia, po modlitwie z Kiai, opuściliśmy jego dom i udaliśmy się do Buyaran gdzie przesiedliśmy się na poranny pociąg do Semarang. Takie było nasze spotkanie z Kiai Samanem, nauczycielem doskonalenia życie.
Nim upłynął miesiąc spotkaliśmy się z Kiai Samanem ponownie. Jednak to drugie spotkanie nie przyniosło ponad kolejną radę Kiai. Mówił on, że nie powinienem zaniedbywać oddawania czci Bogu Wszechmocnemu. Powiedział też że to nie jego zadanie by czegokolwiek mnie uczyć, ponieważ według jego duchowej wizji byłem wysoko ponad nim.
Takie były słowa Kiai Samana, starego, osiemdziesięcioletniego człowieka, który posiadał mądrość i rezerwę. Następnego dnia wyjechaliśmy spowrotem do Semarang. Dowiedzieliśmy się później, że zaraz po naszym wyjeździe Kiai wyszedł z domu i udał się na cmentarz w Kadilangu, Demak, gdzie zmarł. Pochowano go obok jego nauczyciela.
W 1925 roku moi przyjaciele Kadarusman i Munadar zachęcili mnie bym został uczniem duchowym Cirebona który był, ich zdaniem, nauczycielem doskonałego życia. Kadarusman znał już tego nauczyciela więc udzielił on swych rad w domu Kadarusmana. Ku memu rozczarowaniu tylko Kadarusman i Munadar zostali dopuszczeni jako słuchacze. Mnie kazano zaczekać na właściwy moment. Po upływie trzech miesięcy, nauczyciel powiedział Kadarusmanowi, że nie mogłem zostać jego uczniem ponieważ zobaczył mnie w duchowym widzeniu jako Bima, świetlisty na tle nieba.
W tym samym roku przyjaciele ci zaprosili mnie do wspólnych poszukiwań nauczyciela, który mieszkał na stokach Mt Kendalisodo. Był to ostatni dzień Ramadanu. Wyjechaliśmy z Semarang o ósmej rano autobusem do Yogjakarty. W miejscu gdzie spostrzegliśmy dróżkę wiodącą do Mt Kendalisodo zatrzymaliśmy autobus i kontynuowaliśmy naszą podróż piechotą.
Droga kończyła się w wiosce leżącej na zboczu góry. Tam Kadarusman pytał wszystkich: „Czy mieszka tu stary człowiek lub nauczyciel imieniem Kiai Sidik Wacono?” Otrzymywał jednak zawsze tę samą odpowiedź – nikt nie wiedział. Wszyscy byliśmy zdecydowani szukać dalej, byliśmy przekonani że w końcu go znajdziemy.
Potem dotarliśmy n szeroką otwartą przestrzeń nie uprawionej ziemi gdzie spotkaliśmy niskiego, grubego staruszka. Uśmiechnął się podchodząc do nas i zapytał: „Co was sprowadza w te rejony, bracia?”
Kadarusman wyjaśnił, że szukamy nauczyciela imieniem Kiai Sidik Wacono, który podobno mieszka na stokach Mt Kendalisodo. Staruszek przemówił ponownie: „Rzeczywiście jest tu taki nauczyciel, ale mieszka dalej. Jakieś dwa kilometry stąd”. Mówiąc wskazał nam palcem kierunek. Potem dodał: „Kiai Sidik Wacono jest jasnowidzem. Jest dużo starszy niż ja. Kiedy byłem dzieckiem wyglądał już równie staro jak dziś. Ma jakieś sto lat, albo więcej. Mimo wszystko wciąż jest silny, silniejszy niż ja. Jego darem jest odczytywanie prawdy o każdym kto odwiedza jego dom. Na przykład jeżeli jego gość jest szlachetnego rodu potraktuje go w sposób należny szlachcicom, jeżeli jego gość to Kiai, potraktuje go tak jak należy traktować Kiai, a jeśli mistykiem, potraktuje go jak mistyka. Zwróćcie więc baczną uwagę na sposób w jaki Kiai powita was i potraktuje.
Kadarusman powiedział: „Doskonale, dziękujemy ci za radę Kiai”. I poszliśmy. Ciekawe, że kiedy spojrzeliśmy za siebie stary człowiek zniknął już, mimo że jeszcze minuta nie minęła odkąd się rozstaliśmy. Szliśmy dalej, rozważając: „Może staruszek jest aniołem który przynosi wiadomości od Kiai Sidika Wacono”.
I tak trwała nasza podróż do wioski wskazanej przez starszego człowieka. W końcu dotarliśmy na miejsce. Zadziwił nas widok starca zmierzającego w naszą stronę z ramionami wyciągniętymi w powitalnym geście. Weszliśmy razem do domu. Staruszek powiedział: „Bracia, czekałem na was przez 70 lat. Wejdźcie i siadajcie, siadajcie gdzie chcecie. „
Słowa Kiai bardzo mnie zdumiały ponieważ miałem wtedy dopiero 24 lata. Potem, kiedy zajęliśmy już miejsc na krzesłach, wszedł sługa niosąc filiżanki o wiele większe od zwykłych filiżanek i ciasteczka ryżowe dużo większe od zwykłych ryżowych ciasteczek.
Byłem na prawdę zdumiony, że tu w odległym domu Kiai, daleko za miastem, podano nam taką potrawę na tak wspaniałej porcelanie. Potem przypomniałem sobie słowa starca, którego spotkaliśmy na otwartej przestrzeni i postanowiłem nic nie mówić a tylko obserwować. Niebawem nasz gospodarz wszedł i powiedział: „Proszę, spróbujcie tego prostego jadła”.
Najpierw zdjąłem pokrywkę z filiżanki która stała przede mną. Zawahałem się przez moment gdyż była wypełniona po brzegi i pomyślałem że być może był to znak iż nasza wizyta zaowocuje czymś bardzo satysfakcjonującym. Kadarusman i Munadar zdawali się myśleć o czymś bardzo podobnym.
A w międzyczasie, ponieważ był to ostatni wieczór Ramadanu, zaczęli napływać goście, kobiety, mężczyźni, młodzież i starcy. Wszyscy przynosili Kiai pozdrowienia z okazji idul fitri a Kiai odwzajemniał je i prosił każdego z przybyszów by pozdrowili także i naszą trójkę. Podnosiliśmy ręce pozdrawiając przybyłych a oni pozdrawiali nas. Kiai powtarzał, że czekał 70 lat na nas trzech. Słysząc to, przybysze patrzyli zdumieni, tym bardziej, że byłem taki młody. Czułem się zawstydzony kiedy tak na mnie patrzyli.
Wreszcie przybysze wyszli i zaczęliśmy rozmawiać. Niedługo zostaliśmy zaproszeni na wieczerzę z Kiai. Wydawało mi się, że była ona zbyt obfita. Po kolacji poprosiliśmy o radę i wskazówki na dalsze życie, które pozwoliłyby nam dążyć do doskonałości. Odpowiedział, że nasza trójka osiągnęła już w tym względzie bardzo wiele. Potem opowiadał nam o innych ludziach którzy w przeszłości otrzymali objawienia od Boga Wszechmocnego. Dodał, że napewno odnajdziemy to czego szukamy jeśli zawsze będziemy cierpliwi i z wiarą i szczerością poddamy się Wszechmocnemu Bogu.
Następnego dnia opuściliśmy jego dom i ruszyliśmy spowrotem do Semarang. Kiai odprowadził nas do bram swego domu. Dziwne, w drodze powrotnej, ścieżka zaprowadziła nas prosto do głównej drogi. Niedługo złapaliśmy autobus jadący z Salatiga do Semarang.
Takie było moje życie w 24 wiośnie.
W 1925 roku Munadar zaprosił mnie jeszcze raz do Jaratigo by uczyć się u Kiai Abdurachmana. Zgodziłem się i pojechałem z nim do Jaratigo. Otrzymałem od Kiai Abdurachmana kilka rad, ale nie wiele. Mówi się, że Kiai Abdurachman otrzymał swą mądrość od Wali Sunan Ampel z Surabaya. Umiał recytować Koran i inne święte teksty z pamięci i spędził wiele lat na studiowaniu Islamu.