Autobiografia
Każda historia ma swój początek. To jest nasz …
W latach 1959 i 1960 moja żona i ja, nasza córka Rochanawati /15/ i jako osoby towarzyszące Dr, Anwar Zakir z żoną – podróżowaliśmy za granicą na zaproszenie członków Subud z różnych krajów. Tym razem udaliśmy się z Indonezji do Australii, stamtąd do Nowej Zelandii, z Nowej Zelandii do Los Angeles, z Los Angeles do San Francisco, z San Francisco do Meksyku, z Meksyku do Kolumbii, z Kolumbii do Peru, z Peru do Chile, z Chile do Argentyny, z Argentyny do Brazylii, z Brazylii do Wenezueli, a z Wenezueli do Waszyngtonu. Następnie z Waszyngtonu do Nowego Jorku, z Nowego Jorku do Chicago, a z Chicago do Miami. Z Ameryki powróciliśmy jeszcze raz do Europy, odwiedzając Holandię, Niemcy, Francję, Austrię, Szwajcarię oraz inne kraje, a wreszcie pojechaliśmy do Londynu na pierwszy Międzynarodowy Kongres Subudu.
Powinienem opowiedzieć o czymś, co wydarzyło nam się w Holandii w drodze do Londynu na kongres:
Mieszkałem w domu inżyniera nazwiskiem Tjalsma, kiedy profesor o nazwisku Dr Heringa przyszedł mnie odwiedzić. Był przewodniczącym ruchu zwanego Wereldsche Moreele Herbewapening. Profesor ten pytał o Subud, o podstawy i cele latihanu kejiwaan. Odpowiedziałem na wszystkie jego pytania i moje odpowiedzi zostały uznane za zadawalające. Następnie profesor opowiedział mi, że przed 70 laty grupa spirytystów otrzymała wiadomość, że mohametanin ze wschodu przybędzie do Holandii i przyniesie ludziom w Holandii przewodnictwo w dziedzinie duchowej. Dodał, że moja działalność na polu duchowym zostanie kiedyś zapisana w historii świata złotymi literami, jako że nie zdarzyło się jeszcze w historii, aby ludzie zachodu byli prowadzeni przez kogoś ze wschodu.
Odpowiedziałem na te słowa tylko uśmiechem. A potem po prostu wyszły ze mnie te słowa:
„Cóż, nie wiem, co mnie jeszcze czeka w przyszłości, po prostu poddaję się potędze Wszechmogącego Boga”.
Kiedy po opuszczeniu Holandii byliśmy w Niemczech, odwiedził mnie inny profesor. Podobno był on prawą ręką Doktora Junga, profesora znanego i bardzo cenionego w kręgach intelektualnych. Profesor ten poprosił o pozwolenie odczytania moich dłoni, mówiąc, że skoro znalazłem się w środku zainteresowania tak wielu ludzi na zachodzie, z pewnością będzie można na mnie odczytać jakieś specjalne znaki. Dałem mu więc moje ręce do obejrzenia.
Profesor uważnie zbadał linie na obu moich dłoniach. Po chwili powiedział, że linia mojego życia jest wyjątkowa: wskazuje na to , że dożyję do bardzo późnego wieku i że znajduję się na wysokiej płaszczyźnie duchowej. Dodał, że jak długo żył, nie widział jeszcze linii podobnych do tych na moich dłoniach.
Innego dnia, ciągle jeszcze w Niemczech, jakiś bardzo stary człowiek odwiedził mnie w domu, gdzie odbywał się latihan kejiwaan przy ulicy Heimstatten Alle w Planegg. Twierdził, że ma około 140 lat. Przybył z górskiego rejonu niedaleko Monachium w towarzystwie swojego wnuka, który też wyglądał na mocno podeszłego wiekiem. Mowę tego człowieka trudno było
zrozumieć i zarówno jego wzrok, jak i słuch były już słabe.
Zaprosiwszy go, aby usiadł, zapytałem go o powód jego wizyty. Odpowiedź jego, którą jego wnuk musiał nam przekazać, brzmiała, że przybył, aby mnie zobaczyć, bo w czasie, kiedy siedział spokojnie, otrzymał objawienie, że ma spotkać gościa ze wschodu, który przebywa właśnie w Niemczech.
Mówiąc krótko, otworzyłem tego starego człowieka w obecności niemieckich braci. Dzięki Wszechmogącemu Bogu, człowiek ten opadł na ziemię i siedział tam płacząc. Potem powiedział – przy pomocy swojego wnuka – że teraz czuł, iż w jego wnętrzu jest coś, co swoją istotą wielbi potęgę Wszechmogącego Boga.
Powiedziałem do niego: „Ojcze, jesteś szczęśliwy, że tak wyraźnie odczuwasz oddawanie czci Bogu. Życzę ci, abyś zawsze zachowywał spokój wewnętrzny o czcił Wielkość Wszechmogącego Boga. Nie potrzebujesz już troszczyć się o to, do czego dążą młodzi ludzie; wystarczy, jeżeli uspokoisz się wewnętrznie. Mam nadzieję, że zostaniesz obdarzony Łaską Wszechmogącego Boga i otrzymasz wszystko, czego potrzebujesz w tym i w przyszłym świecie.” Starzec podziękował mi serdecznie i po pożegnaniu się opuścił miejsce latihanu, prowadzony przez swego wnuka.
Takie więc były zdarzenia w czasie mojego pobytu w Niemczech.
Po wyjeździe z Niemiec i podróży do Francji moja żona i ja dalej otwieraliśmy nowych członków i towarzyszyliśmy w latihanie tym już otwartym.
We Francji kilka sióstr opowiedziało mi, że pewnej nocy starsza siostra jednej z nich odwiedzając miejsce uznane za święte miała tam widzenie Matki Bożej. Matka Boża powiedziała jej, że do Francji niedługo przybędzie Muzułmanin, który będzie uczył drogi modlitwy do Wszechmogącego Boga, dającej tym, którzy ją stosują prawdziwe zrozumienie ich religii. Matka Boża poleciła jej nie opowiadać o tym innym ludziom, gdyż później mieli oni sami dowiedzieć się o tym. Taka była historia, opowiedziana przez jedną z francuskich sióstr Ibu, mojej żonie. Mówiąc krótko, wiele takich rzeczy doświadczyłem i usłyszałem w czasie moich ówczesnych podróży.
Kiedy zastanawiam się nad tym teraz, widzę, że wszystko, co się wydarzyło i czego doświadczałem za każdym razem, kiedy byłem
świadkiem latihanu kejiwaan braci i sióstr Subud, odpowiadało dokładnie zawartości księgi, którą otrzymałem kiedyś w czasie wykonywania zikir po latihanie kejiwaan – o czym opowiadałem wcześniej.
Ilustracje w tej książce wyraźnie ukazywały grupę ludzi pochylających się w modlitwie, inną grupę płaczącą i proszącą Wszechmogącego Boga o wybaczenie ich grzechów, innych bijących się w piersi, jak gdyby pragnęli uwolnić się od jakiegoś ciężaru duszącego ich pierś, innych znów energicznie wykonujących sztukę wojenną i tańczących w rytm własnych melodii i wiele innych.
Wszystko to odbywało się dokładnie tak, jak działo się rzeczywiście z członkami Subud, wykonującymi latihan kejiwaan. Co więcej, członkowie Subud wspólnie otrzymywali i wykonywali latihan kejiwaan pomimo faktu, że w sali latihanu spotykali się ludzie różnych ras i religii. Mimo to wydawali się być w takiej harmonii, jakby znajdowali się w gronie najbliższej rodziny. Wynikało to z faktu, że czerpali wszyscy z jednego źródła i wszyscy stali w obliczu
jednego źródła – Wszechmogącego Boga. I to również zostało mi pokazane w księdze.
W obliczu takich dowodów nie byłem w stanie myśleć o przyszłości. Składałem tylko dzięki Wszechmogącemu Bogu, że przez Jego Łaskę byłem w stanie spełnić to, co było mi opisanie w księdze wspomnianej poprzednio.
Po przyjeździe do Anglii wzięliśmy udział w Międzynarodowym Kongresie Subud, odbywającym się w budynku wzniesionym wiele lat wcześniej – w wysokiej okrągłej sali. Sala ta miała pierwotnie służyć potrzebom ruchu Gurdjewa, ale teraz, kiedy duchowe zrzeszenie Subudu było już w Anglii ustabilizowanym ruchem, za pozwoleniem jej właścicieli sala ta była używana na otwarcia i latihan kejiwaan.
Tym razem pozostaliśmy w Anglii przez dłuższy czas, tak że odwiedziłem wszystkie niemal duże miasta, nie tylko, aby brać tam udział w latihanie kejiwaan, ale także, żeby otwierać nowych członków. Było tak pomimo faktu, że byli już wówczas w Anglii helperzy – tzn. osoby będące od dłuższego czasu w Subud i posiadające praktykę w otwieraniu nowych członków.
15-go października 1959 opuściliśmy Anglię i w drodze powrotnej do Indonezji zatrzymaliśmy się w Indiach w Bombaju, w domu Bomana Behram, znanego jako B.B.
Tam również braliśmy udział w latihanie kejiwaan i otwieraliśmy nowych członków, chociaż i tam byli już helperzy.
Z Bombaju udaliśmy się do New Delhi, a stamtąd do Kalkuty.
Opowiem teraz o naszym pobycie w domu B.B. w Bombaju. B.B. opowiedział mi, że przed moim przyjazdem do Bombaju poprosił był jednego ze swoich pracowników, księgowego, aby zapytał swojego guru – maharishiego mieszkającego daleko od Bombaju – o mnie i o źródło latihanu kejiwaan, który B.B. otrzymał był i stosował.
Dziwna rzecz – zanim pracownik ten przekazał pytanie, maharishi powiedział: „W domu twojego szefa, pana B.B., zatrzymał się Muzułmanin ze wschodu. Jest gładko ogolony i ubrany na sposób zachodni. jest on naprawdę wybrany przez Wszechmogącego Boga, aby szerzył latihan kejiwaan wśród ludzi, tak, aby każdy, kto stosuje latihan kejiwaan, mógł prawdziwie i w czystości serca czcić Wszechmogącego Boga.”
Następnie maharishi przekazał B.B. radę, aby gorliwie stosował wszystko, co otrzyma w latihanie kejiwaaan. B.B. zapytał mnie więc: „Bapak, czy prawdą jest to, co powiedział naharishi ?”. Natychmiast odpowiedziałem: „Jak możesz mnie o to pytać? W końcu to ja jestem tym, o kim tu mowa. Jeżeli powiem, że to prawda, poczuję się pyszny i nadęty jak góra. Byłoby to zupełnie nie na miejscu, pozostawię więc ocenę tobie.”
To zdarzenie przeżyłem w czasie mojej wizyty w Indiach. Po opuszczeniu Indii podróżowaliśmy dalej przez Cejlon do Bangkoku, stamtąd do Singapuru, a z Singapuru z powrotem do Indonezji. Nasze podróże trwały w sumie 14 miesięcy, mniej więcej tyle samo czasu, ile spędziłem w mojej pierwszej podróży po świecie.
W roku 1963 żona moja i ja pojechaliśmy za granicę, aby wziąć udział w Międzynarodowym Kongresie Subudu w Nowym Jorku, w Stanach Zjednoczonych. Tym razem towarzyszył nam Usman i jego żona, Siti Aminah. Pojechaliśmy drogą wschodnią, odwiedzając Australię, Nową Zelandię, Filipiny, Japonię, San Francisco, Vancouver, Los Angeles, Meksyk, Kolumbię, Peru, Chile, Argentynę, Brazylię, Wenezuelę, Miami, Waszyngton i Chicago, a na końcu Nowy
Jork.
Kiedy dotarliśmy do Nowego Jorku, wszystkie przygotowania były już zakończone i kongres właśnie miał się zacząć.
Zgodnie z normalnym porządkiem kongres został otwarty przez przewodniczącego kongresu, Varindrę Vittachi. Po otwarciu kongresu poproszono mnie o przemówienie do zebranych, a po mojej mowie przewodniczący przejął prowadzenie kongresu.
Jak zazwyczaj, po zakończeniu kongresu przez tydzień co wieczór wygłaszałem mowy i brałem udział w latihanie kejiwaan.
Tak więc, chociaż kongres już się skończył, zostałem jeszcze jakiś czas w miejscu, gdzie się odbywał.
Po zakończeniu pobytu w Nowym Jorku wyruszyliśmy w podróż po Ameryce, po drodze zarówno zwiedzając, jak i otwierając osoby, które przebyły już trzymiesięczny okres oczekiwania. W rezultacie zwiedziłem wszystkie prawie duże miasta amerykańskie.
W drodze powrotnej do Indonezji zatrzymaliśmy się w Singapurze, gdzie oprócz kupowania prezentów dla naszych wnucząt braliśmy też udział w latihanie kejiwaan tamtejszych braci i sióstr w Subud.
W Singapurze wysłuchałem relacji jednego z helperów, Edwarda van Hien, który był chrześcijaninem. Odbył on z dwoma innymi helperami, z których jeden był Buddystą, a drugi Hinduistą, podróż do Malezji aby otworzyć kilku Muzułmanów, pragnących wstąpić do Subud. W czasie otwarcia ludzie ci przez długi czas wykonywali ruchy modlitwy Islamu i wypowiadali słowa modlitw. Po zakończeniu otwarcia zaś wyrażali radość i wdzięczność. Van Hien w czasie tego wszystkiego po prostu zachował spokój, nie rozumiejąc jeszcze rzeczywistości tego, co się stało. Tyle sprawozdanie van Hiena.
W rzeczywistości wydarzenia podobne do tych, których doświadczyli van Hien i jego przyjaciele, często zdarzają się w Subud. Zdarza się nieraz, że helper, który jest chrześcijaninem, otwiera nowego członka, nie wiedząc przedtem, jaka jest jego religia i członek ten otrzymuje w latihanie ruchy i słowa religii Islamu. Widać z tego, że latihan kejiwaan nie jest tworem serca i rozumu, ale pochodzi od potęgi Wszechmogącego Boga, która obejmuje i przenika wewnętrzną i zewnętrzną istotę człowieka czyniącego latihan. Tak więc helper dokonujący otwarcia jest tylko kanałem, przez który latihan kejiwaan przechodzi do drugiej osoby. Takie było moje wyjaśnienie udzielone Edwardowi van Hien, który nie mógł zrozumieć tego, co się zdarzyło. Historia ta wzmocniła wiarę helperów w Singapurze, zwłaszcza tych wiary chrześcijańskiej.
Kiedy Ibu kupiła już dosyć prezentów dla naszych wnuków i braci i sióstr w Jakarcie, opuściliśmy Singapur i wróciliśmy do Jakarty.
Powinienem tu dodać, że w naszej podróży z Londynu towarzyszył nam John Bennett ze swoim sekretarzem i dwojgiem swoich dzieci. W Jakarcie John Bennett zamieszkał w domu Suty. Bardzo szybko zadomowił się w Jakarcie i pozyskał przyjaźń Suty, tak że często widziało się ich razem. Bardzo pilnie uczęszczał też na latihan kejiwaan, w wyniku poznało go wiele indonezyjskich braci i sióstr.
Kiedy John Bennett przybył do Jakarty, wciąż jeszcze mieszkałem przy ulicy Jawa. W roku 1962 przeprowadziłem się na Rumah Sakit Fatmawati Street w dzielnicy Jakarty Cilandak. W Cilandak moja rodzina i ja mieszkaliśmy na razie w domu gościnnym, gdyż nasz dom był jeszcze w budowie.
W roku 1966, niedługo po powrocie razem ze mną zza granicy, moja córka Rochanawati zachorowała i umarła. Została pochowana na cmentarzu Karet w Jakarcie. W tym samym roku moja córka Siti Rahayu wyszła za mąż za męża Rochanawati, Raden Mas Isamangun, ojca mojej wnuczki Isni Astuti.
W roku 1967, bezpośrednio przed moim wyjazdem do Tokio.Japonii, na trzeci Światowy Kongres Subud, zachorował i umarł mój zięć Syafrudin Ahmad. Pochowany został na cmentarzu Karet w Jakarcie.
W podróży na Międzynarodowy Kongres Subudu w Tokio towarzyszył mi Muhammad Usman.
W lutym 1971 roku moja żona Siti Sumari (Ibu Subuh) zachorowała i umarła. Pochowana została również na cmentarzu Karet w Jakarcie. W kilka miesięcy później, w czerwcu, odbył się w Cilandak w Jakarcie czwarty Światowy Kongres Subudu.
W roku 1972 odbyłem znów w podróż dookoła świata, tym razem w towarzystwie mojej córki Siti Rahayu i wnuczek Isni Astuti i Ismuwati, a także siostry Mastuti i Sharifa Horthy jako nowego tłumacza.
W roku 1974 moja matka zachorowała i umarła w wieku 97 lat. Pochowana została na cmentarzu Karet w Jakarcie. W tym samym roku poślubiłem Mastuti, helperkę i wdowę po członku Subudu imieniem Maryunan. Mastuti miała już pięcioro dzieci: trzech synów i dwie córki.
W okresach między kongresami conajmniej raz na dwa lata odbywałem podróże za granicę, aby odwiedzić braci i siostry i towarzyszyć ich latihanowi oraz otwierać nowych członków pragnących przyłączyć się do Subud. W niektórych miejscach otwierałem nie mniej niż po 200 osób jednego wieczoru. Tak więc około roku 1970-go były już tysiące członków ruchu i Subud obecny był w 76 krajach.
Oczywiście kiedy nie odwiedzałem właśnie braci i sióstr za granicą, mieszkałem w Cilandak. Niemniej nie zapominałem też odwiedzać braci i sióstr w Indonezji.
*Ibu Rahayu, Córka Bapaka, Cilandak, Nov, 1971*